O powołaniu

1. Powołanie. Może to zabrzmi zbyt prosto jak na wypowiedź dla poważnego pisma, którym jest „Znak”, muszę jednak powiedzieć, że bycie księdzem jest sprawą powołania, czyli głosu Boga w duszy, który mi mówi, że trzeba zostać kapłanem. Głos ten odkryłem dosyć późno, jako student polonistyki UJ w Krakowie. Momentem decydującym była pierwsza pielgrzymka Jana Pawła II do Polski, szczególnie spotkanie z młodzieżą na Skałce i Msza święta na Błoniach. Mimo że już wówczas podjąłem decyzję, do seminarium zgłosiłem się dopiero po zakończeniu studiów.

Kapłan kojarzył mi się w tym czasie z moim proboszczem zapamiętanym w dzieciństwie, który duszpasterzował w małej wiejskiej parafii, troszcząc się o drewniany kościół i niewielką trzódkę Ludu Bożego. Był to kapłan rozmodlony, oddany swojej wspólnocie, wygłaszający wspaniałe kazania. Mimo zewnętrznej surowości przyciągał do siebie ludzi. Często można go było spotkać z różańcem lub brewiarzem w ręku spacerującego w cieniu lip wokół kościoła. Codziennie przed Mszą świętą siadał w konfesjonale. Rozwijał nabożeństwo pierwszych piątków i pierwszych sobót miesiąca, dlatego pilnował regularnej spowiedzi.

W czasach, kiedy rodziło się moje kapłaństwo, ksiądz w naszym kraju cieszył się dużym autorytetem moralnym i politycznym. Kapłan był przewodnikiem duchowym dla wierzących i niewierzących, którzy kontestowali ideologię komunizmu. Bycie księdzem dawało wówczas psychiczny komfort wewnętrznej wolności, możliwości wyznawania i głoszenia poglądów bez potrzeby udawania i nakładania masek. W obecności księdza, w pociągu czy w poczekalni, ludzie otwierali się, odważnie wyrażając swoje zdanie na temat panujących stosunków społecznych. To dawało duże poczucie akceptacji i ułatwiało nawiązywanie kontaktów. Bycie księdzem było czymś prostym, wręcz oczywistym.

Ruchy młodzieżowe i wspólnoty, które powstawały w Kościele po Soborze Watykańskim II, były w tamtych czasach szczególną szansą umacniania tożsamości kapłańskiej i pogłębiania życia duchowego. W archidiecezji krakowskiej taką możliwość dawał przede wszystkim Ruch Światło-Życie oparty na świadomym przeżywaniu liturgii Mszy i czytaniu Pisma Świętego. Ruch ten stworzył płaszczyznę dzielenia się wiarą, dał możliwość – szczególnie w trakcie rekolekcji wakacyjnych – rozmawiania z drugim człowiekiem o swojej relacji z Bogiem i przekładania prawd wiary na konkretne postawy moralne, mobilizował do życia sakramentalnego. Z Ruchu wywodzi się większość powołań kapłańskich i zakonnych z lat 70. i 80. Kapłanom dał on impuls do pogłębiania życia duchowego, szczególnie przez świadectwo wiary i posługę wobec szukających Boga.

Gwałtowne procesy polityczne i ekonomiczne lat 90. zmieniły diametralnie sytuację kapłana w społeczeństwie. Odeszła do historii wizja kapłana będącego symbolem niezależności i wolności myśli. Stało się coś więcej, kapłan reprezentujący naukę Kościoła, szczególnie w dziedzinie przekazywania życia, został oskarżony o konserwatyzm, ciasnotę myśli, a nawet totalitaryzm. Radykalna zmiana sytuacji bardzo mocno uderzyła w księdza, prowadząc do wewnętrznych kryzysów. Broniąc życia, nierozerwalności małżeństwa, uczciwości małżeńskiej, czystości, kapłan narażał się na zarzut, że chce narzucać swoje poglądy w sytuacji, gdy społeczeństwo hołduje wolności wyboru. Przyzwyczajenie do bycia autorytetem w dziedzinie politycznej zaowocowało angażowaniem się wielu księży w kolejne akcje wyborcze, co było różnie postrzegane przez siły polityczne i społeczeństwo.

Do dziś nikt nie podziękował kapłanom za to, że przez tyle lat stawali w obronie praw człowieka przyczyniając się do upadku systemu totalitarnego, organizowali pomoc charytatywną pomimo zakazu działalności społecznej Kościoła, budowali świątynie, salki katechetyczne, katechizowali, nie otrzymując regularnego wynagrodzenia, a żyjąc tylko z ofiar wiernych. Sprawa finansowania Kościoła i księży była przez 40 lat komunizmu fenomenem na skalę światową, budząc podziw społeczeństw zachodnich. Katolicy utrzymywali budynki kościelne i swoimi ofiarami wspierali kapłanów, dzieląc się też chętnie z bardziej potrzebującymi. Uzależnienie księdza od ofiarności wiernych dawało mu poczucie związania z Ludem Bożym i rodziło potrzebę służenia; czasami upokarzające księdza sytuacje uczyły go pokory i szacunku dla ofiarodawców.

 

2. Wychowanie seminaryjne. Seminarium jest czasem niezwykle intensywnej pracy wewnętrznej opartej na dyscyplinie, bliskim kontakcie z Chrystusem-Mistrzem i przeżywaniu powołania we wspólnocie, która pomaga wytworzyć więzy trwające przez całe życie. Seminarium ma kształt „trydencki”, to znaczy jest oparte na dyscyplinie wymuszanej przez regulamin. Może być odbierane jako instytucja represyjna, jeśli kandydat do kapłaństwa nie zaakceptuje reguł i nie dostrzeże w nich osobistego dobra. Wczesne wstawanie (5.30 rano), poranna medytacja przed świtem, gdy myśli biegną w kierunku ciepłego łóżka, zachowanie ścisłego milczenia w godzinach wieczornych, posiłki o określonych porach – mogą sprawiać wrażenie szkoły, gdzie produkuje się automaty, a nie wychowuje przyszłych kapłanów. Seminarium przez surowy regulamin uczy dyscypliny życia, organizacji czasu, by każdą chwilę spożytkować dla budowania Królestwa Bożego. Proszę zauważyć, że w Kościele nie istnieją sankcje karne wobec kapłanów, natomiast pełnienie kapłańskich obowiązków dokonuje się na zasadzie wolności, służenia dobru drugiego człowieka, poczucia obowiązkowości i szacunku dla drugiej osoby. Jeśli kapłan nie nauczy się wewnętrznej dyscypliny, szybko dojdzie do lekceważenia i poniżania człowieka.

Jeśli dziś ktoś krytykuje „trydencką” dyscyplinę seminariów i próbuje łagodzić surowe zasady, to znaczy, że nie jest w stanie przyjąć praw w duchu wolności. Wydaje się, że jego wolność jest ograniczona przez samowolę, spełnianie zachcianek, hołdowanie wygodnictwu, co nie ma nic wspólnego z postawą służby. Zresztą tendencje te są powszechne w społeczeństwie nastawionym bardziej na konsumpcję niż na dawanie.

Formacja seminaryjna oparta jest na bliskim kontakcie z Bogiem w modlitwie, sakramentach, w miłości bliźniego. Modlitwa obejmuje codzienną medytację opartą na rozważaniu tekstów biblijnych. Jest to wysiłek intelektualny sprawiający na początku wiele trudności kandydatom do kapłaństwa. Wymaga przełamania znużenia i obudzenia zainteresowania Chrystusem, którego ukazują Ewangelie.

Niebezpieczeństwem formacji stawiającej jedynie na osobisty kontakt z Bogiem w modlitwie (bardzo ważny!) jest to, że kandydat do kapłaństwa może mieć trudność w dzieleniu się wiarą z ludźmi. Młody kapłan posiada duży zasób wiedzy teologicznej, której nie potrafi przełożyć na komunikatywny język kazania. Jego słowa są często schematycznymi formułami dogmatyczno-moralnymi, które padają z ambony ponad głowami wiernych. Ukazując prawdy wiary, kapłan nie potrafi mówić odważnie o doświadczeniu wiary, czyli o miejscu Chrystusa w swoim życiu. Dlatego jego słowa mogą często wydawać się papierowe, zbyt „gładkie”, nie przystające do rzeczywistości.

Innym problemem formacji seminaryjnej jest przygotowanie do celibatu, który Kościół proponuje kandydatom do kapłaństwa jako wielkie dobro, mimo częstych słów krytyki padających z różnych stron. Celibat zakłada dojrzałość emocjonalną wyrażającą się w umiejętności rozpoznawania i opanowania pierwotnych emocji (gniew, złość, radość, sympatia, antypatia) oraz rozpoznania i kierowania popędem seksualnym stanowiącym istotny element osoby i ściśle związanym ze sferą uczuć. Formacja przedsoborowa kładła duży nacisk na samodyscyplinę zarówno w dziedzinie porządku zewnętrznego (regularny tryb życia, modlitwy, zajęć), jak i porządku wewnętrznego (dyscyplina uczuć), która często była utożsamiana z tłumieniem emocji. Współczesna psychologia, przeniknięta determinizmem libidalnym, zachęca do realizowania uczuć, prowadząc do niebezpiecznej pułapki. Pomaga bowiem w odkrywaniu uczuć w relacji do płci przeciwnej, nie mówi jednak, w jaki sposób wkomponować je w całość osobowości kapłana żyjącego bezżeństwem dla Królestwa niebieskiego. Wmawia, że dojrzała osobowość jest realizowaniem wszystkich „naturalnych” emocji, przestrzegając dyskretnie przed nienaturalnością i nienormalnością grożącą celibatariuszom.

Niemożliwe jest kształtowanie dojrzałej osobowości celibatariusza bez odniesienia do płaszczyzny nadprzyrodzonej relacji z Bogiem. Warunkiem wolnego przyjęcia ograniczenia celibatu jest żywa relacja z Chrystusem, Najwyższym Kapłanem, który dał niedościgniony wzór kapłaństwa służebnego, realizującego się w ofierze z samego siebie. Związek ten wyraża się w modlitwie, w naśladowaniu postaw Jezusa, w regularnym sprawowaniu Najświętszej Ofiary i korzystaniu z sakramentu pokuty. Ostatecznie chodzi o świadomość św. Pawła, że wielki skarb nosimy w naczyniach glinianych, które należy chronić przed rozbiciem, nie narażając je na niepotrzebne niebezpieczeństwa.

 

3. Zagrożenia kapłaństwa. Największym zagrożeniem dla kapłaństwa i kapłanów jest materializm konsumpcyjny, który wchodzi natarczywie w nasze społeczeństwo. Księża mogą zostać zupełnie obezwładnieni w swoim działaniu i zapale apostolskim przez dobra materialne i konsumpcyjny styl życia. Widziałem w USA kapłanów, którzy myśleli tylko o tym, jak uzbierać milion dolarów, by zabezpieczyć parafię finansowo, nie troszcząc się prawie w ogóle o duszpasterstwo. W świecie, w którym wszystko, albo prawie wszystko, oparte jest na pieniądzu, trudno o zaufanie Bogu i postawienie tylko na Niego. Ciągle pozostaje pokusa zabezpieczania siebie, parafii w sposób czysto ludzki.

Księża nie należą do najbogatszej grupy społecznej. Napady rabunkowe na plebanie w ostatnich latach udowodniły ubóstwo kapłanów i Kościoła w Polsce. Trzeba jednak przyznać, że księża nie są też biedni: żaden z nich dotychczas nie umarł z głodu. Katolicy w Polsce są bardzo ofiarni. Nie tylko budowali kościoły, plebanie i salki katechetyczne, ale również utrzymywali kapłanów i siostry zakonne w czasach, gdy Kościół był pozbawiony ubezpieczeń społecznych, lecznictwa i innych świadczeń socjalnych. Brak stałej pensji i uzależnienie księży od wiernych może być okazją do większego zaufania Bogu i otwarcia na świeckich. Może jednak niekiedy wyzwalać prymitywne odruchy skąpstwa, zdzierstwa i odkładania za wszelką cenę na „czarną godzinę”, gromadzenia na koncie, by utrzymać kościół, mieć na ogrzewanie i remonty. Najlepszym dowodem, że ofiarność wiernych w Polsce nie słabnie, jest Radio Maryja utrzymywane z ofiar słuchaczy. Ksiądz musi pamiętać o pokorze w relacji do wiernych, musi umieć prosić i przyjmować z wdzięcznością.

Scroll to Top